Powrót do przeszłości - cykliczne zajęcia świetlicowe
"Z sentymentem wspominam mleko w butelkach. To było prawdziwe mleko, mleko, które kwaśniało! Z nostalgią wspominam smak bułek z piekarni posmarowanych prawdziwym masłem, nie margaryną z „cudownymi" leczniczymi właściwościami. Pamiętam oranżadę w proszku, której nikt nie rozpuszczał w wodzie tylko wyjadał prosto z małej torebeczki oblizanym wcześniej palcem. Także cukierki „Cojak", tzw. szklaki oblane prawdziwą czekoladą, gumy do żucia „Donald" z historyjką obrazkową w środku (podstawowy „środek płatniczy" w wymianie szkolnej), lizaki „Kogutki" i wodę sodową z sokiem lub bez sprzedawaną z saturatora. Szynka, baleron, cytrusy czy też wykwintne dania pojawiały się tylko w okresie świąt. Niestety, pamiętam także puste haki w sklepach mięsnych i półki sklepowe, na których stał tylko ocet i musztarda. Potem kartki na cukier, czekoladę, mięso i wędliny, obuwie. ... A za wszystkim kolejki.
Pamiętam pierwszy nasz czarnobiały telewizor - „Koral" stojący w rogu pokoju. Był to najcenniejszy sprzęt w domu, kupiony w systemie ratalnym przez moich rodziców, służył do wczesnych lat 80-tych kiedy to został „zamieniony" na bardzo nowoczesny, jak na ówczesne czasy i w odróżnieniu od „Korala" dwuprogramowy telewizor „Unitra" z obudową zimitowanego drewna.
W garażu stała ojcowska duma – popielata Syrena 102. W kuchni przygrywało radio „Pionier".
Adapter i pierwsze płyty winylowe pojawiły się w moim domu stosunkowo późno, a pierwszy magnetofon dopiero wiosną 1989 roku. Wtedy też poznałam „magię" kolorowego telewizora i pierwszej telewizji satelitarnej. Wprawdzie tuner satelitarny był zaprogramowany na pięć kanałów, ale radość z oglądania programu z zachodu wtedy była... bezcenna. Pralka automatyczna „Polar" zastąpiła „Franię", a małą lodówkę 150 cm „Mińsk".
W owych czasach szczytem techniki i symbolem technicznego prestiżu w domach były magnetowidy VHS, które można było nabyć tylko w„Pewexie" i „Baltonie". Później rozkwitł „prywatny import" tych urządzeń, głównie z Berlina Zachodniego. A szczęśliwy posiadacz zachodniego sprzętu, musiał szykować kolejny wydatek - na przestrojenie dźwięku i adaptację do odbioru koloru w systemie SECAM. W PRL-u, nawet radia UKF pracowały w innym paśmie...
Szkoła w PRL
W pamięci pozostał mi szary budynek. Ściany wewnątrz pomalowane były pastelową farbą z obowiązkową lamperią. W klasach tablice byłyczarne, przesuwane z góry do dołu. Wyposażenie było skromne. Obowiązywały fartuszki z przyszytą obowiązkowo tarczą, a także obuwie zamienne. Pauzy spędzało się spacerując po korytarzu w parach, a dyżurujący nauczyciel pilnował porządku. W ciepłe dni podczas pauz budynek szkoły pustoszał, każdy uczeń miał obowiązek wyjścia na przyszkolne boisko.
Z przyborów szkolnych głęboko w pamięć zapadł mi chiński piórnik, który dostałam od kuzyna z Warszawy, klej „Guma Arabska" i gumka o wdzięcznej nawie „Myszka".
Z latami szkolnymi wiążą się także wakacje i ferie. Większość uczniów spędzała ten czas na obozach harcerskich i koloniach opłacanych przez zakład pracy rodziców.
Przytłaczająca była jednak masa akademii szkolnych z różnych okazji oraz cotygodniowe apele w sali gimnastycznej, kiedy dyrektor szkoły podsumowywał miniony tydzień".
Wypowiedź ta jest zaczerpnięta z:
http://forum.pomorska.pl/czasy-prl-w-naszych-wspomnieniach-lepiej-gorzej-inaczej-t155691/ i w sposób ogólny pokauje czasy PRL-u. Do tych czasów nauczyciele świetlicy chcieli przenieść uczniów naszej szkoły.